Recenzja filmu

Interstellar (2014)
Christopher Nolan
Matthew McConaughey
Anne Hathaway

Siadaj Nolan, trzy plus

Hollywood bardzo lubi Christophera Nolana. Producenci mogą mu dać pieniądze na wszystko, mając pewność, że z dużym  przebiciem te koszty się zwrócą i że film nie wywoła żadnych skandali, bo
Hollywood bardzo lubi Christophera Nolana. Producenci mogą mu dać pieniądze na wszystko, mając pewność, że z dużym  przebiciem te koszty się zwrócą i że film nie wywoła żadnych skandali, bo jego obrazy są wyjątkowo "grzeczne". Próżno w nich szukać scen seksu czy jatki z hektolitrami krwi. Brytyjski reżyser jednak potrafił tak fantastycznie emocjonalnie zaangażować widza w swoje historie, że takie rzeczy się mu wybaczało. Teraz wchodzi do kin ze swoim nowym widowiskiem science fiction, a pompujące balonik media piszą, że mamy do czynienia z Odyseją kosmiczną XXI wieku. Jednak ja jako wielki fan twórczości Nolana, który pewnie chciałby, żeby tak było, mówię: nie, nie mamy.

Film przedstawia wizję upadku ludzkości. Na naszej planecie szaleje głód, wymierają ostatnie plony, a wraz z nimi ku upadkowi chyli się cała ludzkość. W tych okolicznościach poznajemy głównego bohatera Coopera (Matthew McConaughey), inżyniera i pilota statków kosmicznych, którego sytuacja świata zmusza do zostania farmerem i utrzymywania plonów. Pewnego dnia odkrywa jednak ukrytą stację kosmiczną NASA, którą znajduje dzięki kodowi, w jaki ułożył się piasek w pokoju jego córki podczas jednej z burz. Głupota, nie? A dalej oczywiście okazuje się, że przez wzgląd na wcześniejsze życie jest on jedyną nadzieją na uratowanie ludzkości.
 
Tego typu bzdur scenariusz "Interstellar" ma jeszcze trochę. Aktorsko również jest nijako, oprócz wspomnianego McConaugheya mamy Anne Hathaway jako córkę profesora (Michael Caine), towarzyszącą Cooperowi w wyprawie i przekonaną, że potęga miłości może pomóc w odnalezieniu dobrej do skolonizowania przez ludzkość planety (?) czy Jessikę Chastain, która cały film szuka rozwiązania równania ratunku ludzkości. Sytuacji nie ratują ani Michael Caine, ani pojawiający się później Matt Damon, ani nikt inny. Właściwie nikt tu nie ma nic ciekawego do zagrania.
 
"Interstellar" próbuje być czymś wielkim, ale tylko próbuje. Patetyczny ton leje się z ekranu w takich ilościach, że starczyło by na wszystkie pozostałe filmy Nolana i jeszcze dużo by tego zostało. Matthew McConaughey gra tutaj jedną miną, na przemian jest wzruszony i przekonany o swojej wyjątkowości i wielkiej misji ratowania świata. Nawet kiedy próbuje żartować z robotem towarzyszącym mu w kosmicznej wyprawie, zwanym TARS (swoją drogą jest to najlepsza "postać" tego filmu, co dużo mówi o kreacji bohaterów), to luzu w jego wyrazie twarzy jest tyle, co w kroku u nurka w kombinezonie. Ta ponura i dołująca atmosfera zupełnie nie pomaga w budowaniu historii, ponieważ film trwa prawie 3 godziny i ten ton nie pozwala lekko wytrwać tego czasu. Wszystkiego dopełnia muzyka autorstwa, jak to zawsze u Nolana, Hansa Zimmera, której niektóre motywy można by z powodzeniem odtwarzać na korowodach pogrzebowych.
 
Mocno ponarzekałem, ale jednak ocena w rubryczce widnieje pozytywna, więc teraz opowiem, co w "Interstellar" jest dobrego. Na pewno zdjęcia kosmosu, które są ewidentnym hołdem dla klasyki gatunku sci-fi są rewelacyjne. Wygląd innych planet też jest świetny. Historia ma swoje plusy, momentami potrafi zaangażować np. jeśli chodzi o dylematy moralne związane z teorią względności Einsteina. Bohater wie, że misja musi mu pójść jak najsprawniej, bo inaczej gdy wróci będzie już tak stary, że jego dzieci dawno nie będą już żyć. O plusie za robota TARS już wspomniałem.
 
"Interstellar" mogło być filmem ponadczasowym, nie tylko tematyką, ale także przez wzgląd na jakość, jednak wiele rzeczy poszło tutaj nie tak. Olbrzymie ilości patosu i wprowadzenie do filmu wielu wątków, które są po prostu głupie i zupełnie nielogiczne, biorąc pod uwagę fakt, że próbuje się nam wmówić, iż wszystko, co się wydarza, ma swoje poparcie w nauce, też nie jest najlepszym pomysłem. Najbardziej boli zakończenie, które jest według mnie farsą na skalę galaktyczną, psującą odbiór filmu dużo bardziej. Ocenę, którą widzicie, wystawia fan Nolana, któremu podobały się wszystkie inne jego filmy. Inne osoby pewnie spojrzą na ten obraz nieco krytyczniej, dając jedno lub dwa oczka mniej. Czuje się nieco rozczarowany, ale jednak od seansu cały czas mam "Interstellar" w głowie i dał mi sporo do myślenia, choć niekoniecznie w pozytywnym sensie.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy film Christophera Nolana już od dawna rodzi niemałe zainteresowanie. Hołubiony przez widzów i... czytaj więcej
Gdy życie na Ziemi zaczyna stawać się coraz trudniejsze z powodu kurczących się z roku na rok zapasów... czytaj więcej
Podejrzewam, że większość współczesnych twórców chciałaby dzisiaj znaleźć się na miejscu Christophera... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones