Fabularnie film rozłazi się po kątach tego zaiste urokliwego mieszkania bohaterki Anne...
Wątków poruszonych kilka, ale mam wrażenie, że "po łebkach", niestety. Może i Anne jest piękną aktorką,a jej uśmiech dorównuje urokiem dawniej słynnemu rozdziawowi Julii Roberts, ale ...jej aktorstwo mnie nie przekonuje. Po prostu słabe jest - i tyle. A braku wczucia w jej postać (spowodowanego niedostatkiem talentu lub może tylko warsztatu, kto wie..) nie da się przysłonić nagimi, nawet jeśli kształtnymi piersiami..;)
Na temat Jake'a już nawet nie chcę się rozpisywać, bo jego bohater chyba nawet bardziej mnie nie przekonał do siebie niż postać Maggie.. Zamiast widzieć Jamiego (bohatera filmu w końcu), cały czas widziałam Jake'a G. - jego odtwórcę.
I nawet łezka, która w końcówce gdzieś się kręci - nie przekonuje. Trochę gniot - niczego w głębi nie poruszył...
Z jednym się zgodzę - Jake Gyllenhaal wyłożył film.
I zadam jedno pytanie: czy znasz kogoś z parkinsonem? Anne nie tylko dorównuje (prawie) uśmiechem Julii, ale odegrała tą rolę na 15 (w skali do 10).
Bardzo się cieszę, że masz inne zdanie w sprawie Anne - to jest właśnie piękne, że postrzegamy świat inaczej :) Jake był widocznie tu wybitny, skoro dał nam podobne doznania;) A odpowiadając na Twoje pytanie:
Znam, to znaczy znałam (bo nie ma go już wśród nas), to była osoba z rodziny.
Pozdrawiam :)