Można żyć w zapuszczonym domu z zapuszczonym ojcem alkoholikiem, można posłuchać "spowiedzi" najbardziej obrzydliwej, okrutnej, niedojrzałej, nieszczęśliwej, egocentrycznej matki ever, można popatrzeć sobie na piękną psycholożkę, która staje po właściwej stronie, ale jest bezdennie głupia. I parę jeszcze takich kwiatków. Tylko dlaczego ja mam to oglądać? Tak, życie niektórych ludzi jest brzydkie i bez perspektyw. I co to ma dać widzom?
Aktorki zagrały przyzwoicie.
Nie oglądałem, ale mnie zaintrygowałaś. Może to coś takiego jak u Wojtka Smarzowskiego, albo Bałabanowa - zbiór degrengolady i obrzydliwości celem wywołania szoku i uświadomienia, że jakiś drobny margines ludzkości, nawet w cywilizowanych krajach tak żyje.
Nie, ze Smarzowskim to nie ma nic wspólnego. U niego jest zwrócenie uwagi na jakiś istotny problem w życiu społecznym. W przypadku tego filmu nie dostrzegłam ani sensu, ani celu. Być może to mój problem.
Ja za to będę w opozycji do Ciebie, bo kocham ten film. Główna bohaterka niczym wyrzygany kot, często odchodząca myślami w pragnienia, wplątana w niesforny romans. Dopiero po dosłowności ojca i nie dosłowności psycholożki (imo bardzo inteligentnej)wzięła sprawy w swoje ręce. Świetny ostatni akt i zakończenie. Klimat i żarciki współpracowników też robią swoje. Może moja ekscytacja tym filmem jest zawyżona ponieważ pierwszy raz byłem na jakimkolwiek festiwalu (AFF).
I to jest właśnie fantastyczne w sztuce jakiejkolwiek, w filmie też, że możemy odbierać ją tak różnorodnie. I jak Ci się podoba festiwalowa atmosfera?
Było świetnie, to że będę na następnych edycjach i nh to jest pewne. Takie doświadczenia są mega unikalne.
Dwie skrajne opinie i to nie głupich ludzi… Tak, to sprawia, że chcę obejrzeć ten film i się przekonać na własnej skórze, hehe… Pozdrawiam!
"brud" to jest jakby podstawa wszelkiej dobrej historii, nie mówiąc o tym, że po to go pokazujemy w fikcyjnych historiach, żeby go analizować, zastanawiać się nad tym brudem i możliwie dzięki temu unikać tyle o ile to w prawdziwym życiu.
Ale ten film się nie skleja tak czy inaczej. Hathaway na 3 sceny się pojawia, Tamsin jest za seksowna, nawet jeśli chodzi w worku na ziemniaki. Jakby jakiegoś paszteta wzięli, to by może lepiej się sprawdziło.
W każdym razie film się czai, czai i kończy. Niby zwrot akcji jest, ale nie ma żadnych trudności, przeszkód czy konsekwencji pokazanych. Lesbijski romans też by pozwalał na ciekawsze rozwiązania. Ucinają jaja historii i koniec, a Tamsin jest zdecydowanie za ładna na tę rolę.
Oczywiście, symbolicznie "brud" jest punktem wyjścia wielu filmów, ale niechże coś z tego wynika.
I w ten oto sposob wywalasz do kosza przynajmniej polowe swiatowej literatury,sztuki,filmografii ,itp,ktora opowiada WLASNIE o tym jak syfne jest zycie innych ludzi.Gratulacje.Albo robisz to celowo /taki sarkazm/,albo jestes bezdennie niedojrzala /y/.