PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=599595}

Les Misérables: Nędznicy

Les Misérables
7,3 108 148
ocen
7,3 10 1 108148
5,1 28
ocen krytyków
Les Misérables: Nędznicy
powrót do forum filmu Les Misérables: Nędznicy

Fenomen Eponine

ocenił(a) film na 9

Po seansie rozmawiałam z wieloma osobami na temat Cosette i Eponine. Większość z nich nigdy nie miało do czynienia z powieścią, dlatego skupiłam się głównie na odbiorze postaci jedynie na podstawie filmu.
Tylko jedna osoba stwierdziła, że Cosette również zasługuje na Mariusa, reszta pałała do niej lekką nienawiścią, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego tak odebrali tę postać i czemu była tak irtująca, skoro nic złego nie zrobiła.
Niby wystąpił tu wątek dzieciństwa, jednak z psychologicznego punktu widzenia, rozpieszczana Eponine nie robiła nic złego Cosette - była oczkiem w głowie rodziców, ale ostatecznie to nie była jej wina, że Cosette cierpiał. Ot, taki los nieświadomych dzieci. Wydaje mi się, że to, co ruszyło ludzi, to fakt, że Eponine mogła wyrosnąć na "wredną, zapatrzoną w siebie małpę", w dodatku pochodziła z rodziny oszustów, a okazała się dobrą, cierpiącą kobietą, nie potrzebowała żadnej wewnętrznej przemiany - sprawa listu dla Mariusa niby rozwiązała się dopiero przy śmierci dziewczyny, ale jak dla mnie i tak by mu go dała, wyrzuty sumienia nie dałyby jej żyć. Mogłaby udaremnić poszukiwania Cosette, a jednak zaprowadziła do niej Mariusa newiarygodnie szybko. Ludzie ją pokochali, a ukazane przez twórców "błahe" uczucia Cosette jedynie zirytowały widzów. Do tego Amanda (C.) posiada urodę, która nie każdemu pasuje i opinie o niej są dość sporne (tzw. albo kochają, albo nienawidzą).

Osobiście uwielbiam Samanthę jako Eponine, coś niesamowitego... Jednak jestem również fanką Amandy i jej dziewczęcej urody. Obydwie mają wspaniałe głosy, które perfekcyjnie pasują do ich ról.

Jak sądzicie, czy postać Cosette została dobrze przedstawiona w filmie, czy może jednak nagonka na jej postać wyrwała się twórcom spod kontroli? Zauważyliście jeszcze jakieś psychologiczne chwyty?

użytkownik usunięty
Himesama

Ludzie nie lubią Cosette, bo jest nijaka. Ot taka słodka panna co się zakochała od pierwszego wejrzenia. Jest po prostu nieciekawa jako postać.

Himesama

Nie wiem czy ludzie nie lubią Kozety, ale na pewno lubią Eponinę.
Filmowa Eponina jest zwyczajnie sex torpedą, a Kozeta "tylko" ładna. O urodę chodzi.

ocenił(a) film na 9
kendo777

Jak dla mnie Amanda jest znacznie ładniejsza od Samanthy, ale i tak wolę Eponinę. Nie każdy ma takie same odczucia :)

ocenił(a) film na 10
Himesama

Ja pamiętam, że w spektaklu ROMY, byłam zdecydowanie team Eponine, gdyż tamta Cosette była po prostu beznadzieja, mdła i do tego słabo śpiewała, a Eponine mnie oczarowała. Natomiast w filmie Cosette bardzo mi się podobała (na pewno w dużej mierze to zasługa Amandy, którą uwielbiam, i też uważam że jest ładniejsza od Sam, która też jest ładna oczywiście, ale Amanda jest po prostu prześliczna). Myślę, że większość osób "wybiera" Eponine, gdyż współczuje jej samotności, nieodwzajemnionej miłości, tego, że była cały czas u boku Mariusa, była jego najlepszą przyjaciółką , a wystarczyło jedno spojrzenie żeby poleciał do innej. Też mówię tu o filmie, gdyż nie jestem jeszcze zaznajomiona z powieścią Hugo, aczkolwiek książka jest już zarezerwowana w bibliotece :) W filmie naprawdę podoba mi się para Marius/ Cosette ( jestem totalnie zauroczona tym fanvidem: http://www.youtube.com/watch?v=_dpp3fX9z-A ) , aczkolwiek strasznie szkoda mi Eponine, dlatego uważam, że powinna się dziewczyna zainteresować Enjolrasem;D

ocenił(a) film na 8
gwiazdka123_2

widać że nie czytałaś książki bo tam Hugo wyraźnie pisze że Enjolrasa nie interesowało nic poza rewolucją i jego ideami, nie interesowała się żadną dziewczyną więc Eponine też by się nie zainteresował

ocenił(a) film na 10
ussia4

No przecież wtedy pisałam, że nie czytałam jeszcze książki (teraz jestem w trakcie:D) , więc nie wiem po co to "widać, że nie czytałaś książki", a moja wypowiedź odnosiła się tylko i wyłącznie do filmu.

ocenił(a) film na 8
ussia4

"Nie interesowała się żadną dziewczyną" - a może to BYŁA w ogóle dziewczyna w męskim przebraniu :P Autor kilka razy podkreślił, że był mało męskiej urody. Kobiety wtedy nie mogły studiować, więc może....
Unikał/a bliskich kontaktów z kimkolwiek, bo bała się zdemaskowania :P A ten pijaczek Grantaire jako jedyny się skapnął i w dodatku się zakochał.
Tak czy owak E i E mogli być dobrymi przyjaciółmi (a może przyjaciółkami?)

ocenił(a) film na 8
ErienTulcawende

oczywiście mnie chodzi o książkę, w filmie to zdecydowanie facet

ocenił(a) film na 8
ErienTulcawende

przyznam, że nigdy tak o tym nie myślałam, ale to jest naprawdę ciekawa teoria i do tego bardzo możliwa. Coś jak z kobietami, które podczas wojny secesyjnej przebierały się za mężczyzn, aby móc walczyć

ocenił(a) film na 9
ussia4

Ja czytałam książkę, ale nic takiego nie przyszło mi do głowy, choć owszem, Enjolras był opisany w taki własnie sposób.

ErienTulcawende

Dzięki za wywołanie chaosu w mojej głowie. :D

Himesama

Bo jesteś dziewczyną:-) Prawie każdy facet wybierze Samanthę. Oczywiście Amanda też jest bardzo ładna.

ocenił(a) film na 10
kendo777

Nieprawda. Kiedyś przekonasz się, że twój gust nie jest gustem większości. Mnie, a nie jestem facetem, również Barks się bardzo podoba, dziewczyna jest zjawiskowa, ale ma urodę ostrą, zdecydowaną i awanturniczą. Większość facetów, jak mi doświadczenie podpowiada, jednak woli mimozy w stylu eterycznej blondynki jaką jest Seyfried, która moim zdaniem jest mdła.
Z drugiej jednak strony nie wiem jak obecne nastolatki, ale żadna normalna kobieta nie padnie z wrażenia na widok tego piegowatego brzydactwa, które nam zaserwowali w charakterze głównego amanta.

ocenił(a) film na 9
semira1

,,(...)Z drugiej jednak strony nie wiem jak obecne nastolatki, ale żadna normalna kobieta nie padnie z wrażenia na widok tego piegowatego brzydactwa, które nam zaserwowali w charakterze głównego amanta."
---------------------------------------------------------------------
Nie znam się kompletnie na męskiej urodzie ale znałem parę pań, które powtarzały,że mężczyźnie wystarczy jak jest ładniejszy tylko trochę od diabła. Chyba,że kłamały. A Eponina , nie sposób się nie wzruszyć historią jej uczucia zarówno na kartach powieści, jak i w musicalowej scenerii, chociaż obie dziewczęta są różne,, zarówna książkowe jak i musicalowe dziewczę przywołało w moim oku łezkę wzruszenia ale na jawie pewnie taką sytuację pewnie byśmy zupełnie inaczej odbierali. Ale fakt,że Eponian dodaje ,,Nędznikom" szlachetności. Niedawno w telewizji oglądałem wersję ,,Nędzników" bodajże z 1998 roku z pominiętym wątkiem Eponiny, bardzo, oj bardzo mi było jej brak.

ocenił(a) film na 10
sieciowiec652

Nie znasz się na męskiej urodzie? A na urodzie zasłon, komputerów i kwiatków się znasz? Tak samo to działa. Fakt, że stwierdzisz, że jakiś gość jest obiektywnie przystojny nie sprawi, że wszyscy cię posądzą o zainteresowanie, naprawdę :) No chyba, że się obracasz w wyjątkowo prymitywnym towarzystwie...
Co do twierdzenie o diable... Pochodzi z czasów, kiedy kobietom wmawiano, że jedyne co mogą w życiu wartościowego zrobić, to wyjść za mąż i że to tylko świadczy o ich wartości, Z tego samego czasu pochodzi: jak się baby nie bije to jej wątroba gnije...
Zresztą faktycznie, facet nie musi być klasycznie przystojny, ale musi mieć to coś. W Nędznikach jest pełen przekrój facetów, którzy z takich czy innych względów się kobietom podobają - przystojniak (chociaż w tym filmie tego nie było widać przez świetną charakteryzację), szorstki twardziel, cherubinek z kur.wikami w oczach i brzydki wariat. Brakuje tylko mięśniaka i chłopaka z sąsiedztwa. Ten piegowaty ktoś nie ma w sobie nic... Jest z tego samego mdłego gatunku co ta melepeta od Zmierzchu. Pewnie się podoba tylko nastolatkom i też nie wiem z jakiego powodu.

Co do Eponiny. W musicalu na pewno, a w książce w zasadzie ona sama jako taka niewiele wnosi do akcji. Dlatego pewnie w filmie została pominięta. Ale to bardzo fajna postać. Choć moim zdaniem niewiarygodna.

ocenił(a) film na 9
semira1

Wydaje mi się,że w książce chyba wnosi więcej niż w musicalu. wszak to ona wbrew swojemu sercu połączyła najpierw Kozetę i Mariusza gdy ten już tracił nadzieję a Kozetę zaczął bardzo nieśmiało adorować pewien przystojny oficer, ona uratowała dom Valejana i Kozety przed napadem a później chcąc ratować Valejana i Kozetę ostrzegła Jana przed niebezpieczeństwem, można zaryzykować stwierdzenie,że roztoczyła nad nimi swoją opiekę, także ona doprowadziła w akcie niespełnionego uczucia do tego,że Mariusz znalazł się na barykadzie, nie kto inny jak Eponina bez chwili zawahania poświęciła swoje życie by kula nie dosięgła Mariusza i również ona przywróciła mu nadzieję na przyszłość uczucia w chwili swojej śmierci. zrobiła to oczywiście nieświadomie ponieważ umarła w przekonaniu,że Mariusz również polegnie na barykadzie. Ale jej rola w powieści była wręcz bardzo istotna. Od momentu kiedy weszła do mieszkania Mariusza aż do heroicznej śmierci na barykadzie naprawdę jej postać w/g mnie znacząco wpłynęła na losy bohaterów

ocenił(a) film na 9
sieciowiec652

Wpłynęła, ale jej relacje z Mariuszem w książce były jednak inne... Owszem, podkochiwała się w nim, ale żadnej przyjaźni między nimi nie było.

ocenił(a) film na 10
sieciowiec652

Dla mnie ten aktor, który gra Mariusa, Eddie Redmayne jest super atrakcyjny :) Naprawdę wszyscy barykadowi chłopcy w tym filmie fajni byli! ;) Gdybym spotkała takiego Mariusa albo Enjolrasa zakochałabym się od razu.

sieciowiec652

'Mężczyźnie wystarczy jak jest ładniejszy tylko trochę od diabła...' Jak dla mnie, to problem nie w tym, że on trochę od diabła ładniejszy, tylko że to takie anielskie chłopię i cielę mele, że jemu z figurkami w kościele stać, a nie panny rwać.

TangoAndWaltz

Casus Skrzetuskiego i Bohuna.

ocenił(a) film na 10
semira1

Jestem normalną kobietą i moim zdaniem Marius bardzo pasował do Cosetty i nie był brzydactwem. Podoba mi się, podobnie jak Enjolras. Bardzo fajnie ich dobrali, wreszcie nowe twarze.

Marius to uroczy rudzielec

ocenił(a) film na 10
kasiaaaa

Spokojnie, opanuj swoje rozdygotane serduszko i przeczytaj jeszcze raz. Nie napisalam, ze zadnej sie nie podoba, napisalam, ze zadna nie padnie, bo nie ma przed czym padac. De gustibus itd. Kiedys, w zamierzchlych czasach mojej mlodosci podobal mi sie Stephen Rea, wygoogluj sobie, po prostu mi sie podobal, choc dalibog nie wiem dlaczego. Z tym, ze nawet wtedy nie twierdzilam, ze to normalne i nie rzucalam sie do gardla nikomu, kto slusznie stwierdzil, ze Rea jest... no malo atrakcyjny.

ocenił(a) film na 10
semira1

Ok :) Spoko. Nie każda kobieta lubi na przykład Brada Pitta, każdemu co innego się podoba. Nie można przecież orzec ten i ten jest atrakcyjny a ten nie. Nie można tego odgórnie ustalić. Jakby co to nikomu nie ,,rzuciłam się do gardła".

ocenił(a) film na 10
kasiaaaa

To była tylko figura retoryczna o rzucaniu się do gardła :)
W takich wypadkach słowo żadna oznacza większość... Nigdy mi się nie podobał Brad Pitt. Ale zakładam, że wszyscy (większość), łącznie ze mną w ujęciu obiektywnym, uznają go za przystojnego. Jak i pewnie Tveita. Ten od Mariusa (nie pamiętam jak się nazywa) jest do dwóch powyższych nieporównywalny ani trochę. Może się podobać niektórym kobietom, ale ciężko go nazwać atrakcyjnym, no chyba, że dla nastolatek, one mają inny gust i tyle. Co nie oznacza gorszy, rzecz jasna. Chociaż fenomenu melepety od Zmierzchu nigdy nie zrozumiem, nawet za milion lat.

ocenił(a) film na 8
semira1

wypowiem się tutaj jako nastolatka to bolesny stereotyp, że wszyscy uważają iż wszystkim nastolatką podoba się Robert Patinson ja na przykład wolę Tveita niż Redmayna

ocenił(a) film na 10
ussia4

Chwała siłom wyższym, że nie wszystkie oszalałyście :)

ussia4

no bo aaron jest najcudowniejszy

ocenił(a) film na 10
Himesama

w książce wygląda to troszkę inaczej. ( a Eponina jets moją ulubiona postacią)
o ile mi sie nie wydaje, to Eponine wraz ze swoją siostrą Anzelmą jako dzieci naśmiewały sie z Kozety (100% pewności nie mam, ksiązka jest zbyt obszerna żeby zapamietać wszystko z niej) i przede wszystkim Eponina nigdy nie była przyjaciółką Mariusza a jedynie jego sąsiadką, na którą on nie zwracał większej uwagi. Owszem łaziła za nim a Mariusz współczuj jej biedoty.
Eponina była zwyczajnie beznadziejnie zakochana i nie myslała zbyt logicznie, jak to zakochana, dlatego nie można jej oceniać ani jako dobrą ani jako złą. Fakt, uratowała życie Mariuszowi, ale sama sprowadziła go na śmierć i chciała żeby umarli na barykadzie wspólnie.

ocenił(a) film na 10
Himesama

Tu wkleję Wam fragment powieści, przy którym zawszę beczę jak bóbr (mój ulubiony)
Panie Mariuszu! — powtórzył głos.
Tym razem nie mógł już wątpić, usłyszał wyraźnie; spojrzał — i znowu nic nie dostrzegł.
— U pana stóp — rzekł głos.
Schylił się i zobaczył w ciemnościach jakiś 'kształt, który pełznął ku niemu. Coś czołgało się po bruku i właśnie to coś wołało go. Światło lampionu pozwoliło dojrzeć bluzą, podarte spodnie z szarego welwetu, bose nogi i coś, co wyglądało na kałużę krwi. Mariusz zobaczył również wzniesioną ku niemu bladą twarz i usłyszał pytanie:
— Pan mnie nie poznaje?
— Nie.
— Jestem Eponina.
Mariusz schylił się szybko. Była to istotnie ta nieszczęśliwa dziewczyna, przebrana za mężczyznę.
— Skąd się tu wzięłaś? Co tu robisz?
— Umieram — odrzekła.
Są słowa i wydarzenia, które budzą z najcięższego przygnębienia.
Mariusz zawołał, jakby nagle wyrwany ze snu:
— Jesteś ranna! Poczekaj, zaniosę cię do izby. Tam zrobią ci opatrunek. Czy to ciężka rana? Jak cię mam wziąć, żeby nie urazić? Gdzie cię boli? Na pomoc! Mój Boże! Ale po coś tu przyszła?
I usiłował wsunąć pod nią rękę, aby ją unieść.
Podnosząc ją dotknął jej dłoni.
Eponina wydała słaby okrzyk.
— Czy cię uraziłem? — spytał Mariusz.
— Trochę.
— Przecież dotknąłem tylko ręki.
Podniosła dłoń do jego oczu i Mariusz zobaczył na środku dłoni czarną dziurę.
— Co ci się stało w ręką? — zapytał.
— Jest przebita.
— Przebita?
— Tak.
— Czym?
— Kulą.
— W jaki sposób?
— Czy widział pan karabin wycelowany w pana? — Tak, i widziałem rękę, która zasłoniła lufę.
— To była moja ręka. Mariusz zadrżał.
— Co za szaleństwo ! Biedne dziecko! Ale tym lepiej, jeżeli tylko to, rana nie jest groźna. Pozwól, zaniosę cię na łóżko. Zrobią ci opatrunek; nie umiera się z powodu przestrzelonej dłoni.
Dziewczyna szepnęła:
— Kula przebiła dłoń, a wyszła przez plecy. Nie warto mnie stąd ruszać. Powiem panu, jak mnie pan może opatrzyć lepiej od chirurga. Niech pan siądzie przy mnie na tym kamieniu.
Usłuchał; Eponina położyła mu głowę na kolanach i nie patrząc nań rzekła:
— O jak przyjemnie! Jak mi dobrze! Już mnie nic nie boli!
Milczała chwilę, po czym z wysiłkiem odwróciła twarz i spojrzała na Mariusza.
— Wie pan, panie Mariuszu, złościło mnie, że pan wchodzi do tego ogrodu. To było bardzo głupie z mojej strony, bo przecież sama pokazałam panu ten dom i powinnam dobrze wiedzieć, że taki człowiek jak pan...
Przerwała i przedarłszy się przez strefę ciemności, która zapanowała już w jej umyśle, zapytała z rozdzierającym uśmiechem:
— Pan uważał, że jestem brzydka, prawda?
Ciągnęła dalej:
— Widzi pan, jest pan zgubiony. Nikt już nie wyjdzie z tej barykady. I to ja pana tu sprowadziłam. Pan umrze. Liczę na to. A jednak, jak zobaczyłam, że ten żołnierz wziął pana na cel, zasłoniłam ręką lufę. To śmieszne, ale cóż? Chciałam umrzeć przed panem. Kiedy mnie kula trafiła, doczołgałam się tutaj; nikt mnie nie widział, nikt mnie nie zabrał. Czekałam na pana i mówiłam sobie: „Czy on nigdy nie przyjdzie?" Och, gdyby pan wiedział! Tak mnie bolało, że gryzłam bluzę! Ale teraz jest mi dobrze. Pamięta pan, jak weszłam kiedyś do pana pokoju i przeglądałam się w pana lusterku? A jak spotkałam pana na bulwarze, koła praczek? Jak wtedy ptaki śpiewały! To nawet było nie bardzo dawno! Pan dał mi pięć franków, a ja powiedziałam, że nie chcę pana pieniędzy. Czy pan aby podniósł je z ziemi? Przecież pan nie jest bogaty, a ja zapomniałam panu powiedzieć, że trzeba je podnieść. Słońce wtedy świeciło, było ciepło. Pamięta pan, panie Mariuszu? Ach, jestem szczęśliwa! Wszyscy umrą!
Twarz jej miała wyraz błędny, skupiony i przejmujący. Rozdarta bluza ukazywała nagą pierś. Mówiąc przyciskała przebitą dłoń do piersi, gdzie widniał również otwór od kuli, z którego wypływał co chwila strumień krwi, jak wino z odemkniętego otworu beczki.
Mariusz patrzył z głębokim współczuciem na to nieszczęsne stworzenie.
— Och! — zawołała nagle. — Znowu boli. Duszę się! I zaczęła gryźć bluzę; nogi jej coraz sztywniej wyciągały się na bruku.
W tej chwili na barykadzie rozległ się koguci głosik małego Gavroche'a. Chłopiec wdrapał się na stół, aby nabić karabin, i wesoło wyśpiewywał tak popularną wówczas piosenkę:
Gdy idzie Lafayette
Żandarmi krzyczą wnet:
«Zmykajmy co tchu! Zmykajmy co tchu!»
Eponina uniosła się nadsłuchując i szepnęła:
— To on.
Po czym zwróciła się do Mariusza:
— Tam jest mój brat, nie chcę, żeby mnie zobaczył. Skrzyczałby mnie!
— Twój brat? — zapytał Mariusz, który w głębi serca myślał z przejmującą goryczą i bólem o obowiązkach, jakie ojciec przekazał mu względem The-nardierów — Kto jest twoim bratem?
— Ten mały.
— Ten, co śpiewa?
— Tak.
Mariusz poruszył się.
— Och, niech pan nie odchodzi — szepnęła Eponina. — To już nie potrwa długo.
Usiadła prawie, ale głos jej był bardzo cichy i przerywany czkawką. Chwilami rzężenie przerywało jej słowa. Przysunęła twarz jak najbliżej do twarzy Mariusza i powiedziała jakimś dziwnym tonem:
— Niech pan posłucha, nie chcę panu robić głupich kawałów. Mam w kieszeni list do pana. Od wczoraj. Kazano mi go odnieść na pocztę. Schowałam go. Nie chciałam, żeby doszedł do pana. Ale może gniewałby się pan o to na mnie tam, gdzie się za chwilę spotkamy. Bo się spotkamy prawda? Niech pan weźmie swój list.
Schwyciła konwulsyjnie rękę Mariusza swoją przebitą dłonią, ale zdawała się już nie czuć bólu. Włożyła dłoń Mariusza w kieszeń swojej bluzy. Mariusz wyczuł tam rzeczywiście kartkę papieru.
— Niech pan weźmie! — rzekła. Mariusz wziął list.
Uczyniła ruch wyrażający zadowolenie i zgodą.
— A teraz, za to, co zrobiłam, niech mi pan obieca.. Urwała.
— Co? — zapytał Mariusz.
— Niech mi pan obieca!...
— Obiecuję!
— Niech mi pan obieca, że jak umrę, pocałuje mnie pan w czoło. Poczuję to.
Głowa jej opadła na kolana Mariusza, powieki zamknęły się. Miał wrażenie, że jej biedna dusza już uleciała. Eponina leżała bez ruchu. A kiedy Mariusz sądził, że już usnęła na wieki, nagle otworzyła powoli. oczy, w których jawiła się ciemna głębia śmierci, i szepnęła do niego ...
- Bo wie pan, panie Mariuszu, ja chyba byłam w panu troszkę zakochana
Spróbowała się jeszcze uśmiechnąć i skonała.

ocenił(a) film na 9
Cruella_DeVil

Piękny fragment, dziękuje za ten cytat.

ocenił(a) film na 8
Himesama

Cosette jest mdła, słodka itp. Ale to ją wybrał Marius. Takie życie niestety. Wolę postać Eponine, która jest bardziej "wyrazista". Zarówno w książce, musicalu ( wersji brytyjskiej czy polskiej) jak i w filmie.
Amanda trochę mi tutaj nie pasuje, ale to nie był mój wybór. Samantha zarówno w filmie jak i na koncercie z okazji 25 rocznicy musicalu dała świetnie radę (w filmie pośród śpiewających aktorów, a na koncercie pośród profesjonalnych śpiewaków operowych z wyłączeniem N. Jonasa - do tej pory nie wiem co kierowało twórcami spektaklu przy wyborze odtwórcy roli Mariusa a jest przecież tylu fantastycznych mężczyzn do tej roli).
Podsumowując, Eponine w każdej wersji jest fantastyczna. Nie negują jednak wyboru większości ludzi, wybierających Cosette. :)

P.S Helena Bohnam Carter była FENOMENALNA!. :)

ocenił(a) film na 8
trescannelle

Helena jest zawsze fenomenalna :)

ocenił(a) film na 9
Himesama

Z zainteresowaniem przeczytałem ten wątek. Do postaci Kozety nie można mieć zastrzeżeń została przedstawiona tak jak się należy, ale prawdziwy odlot to Eponina. Ta książkowa dziewczyna w niczym nie przypomina musicalowej amantki. W książce jest to nędzarka, pomimo bardzo młodego wieku bardzo zniszczona nie stroniąca od alkoholu, postury chłopięcej prawdopodobnie wynikającej z niedożywienia. Wolę jednak tą sceniczną i filmową postać, ale w książce piękna Eponina byłaby to zbyt infantylna…
Oto jak Eponinę opisuje Hugo.
Zapukano po raz wtóry, równie cicho jak za pierwszym razem.
– Proszę wejść – rzekł Mariusz.
Drzwi się otworzyły.
(...)
– Przepraszam pana...
Był to głos głuchy, zużyty, przytłumiony, gardłowy, głos starego pijaka, ochrypły od wódki i
araku.
Mariusz odwrócił się szybko i zobaczył młodą dziewczynę.
(...)

W na pół uchylonych drzwiach stała bardzo młoda dziewczyna. (...) Była to istota
chuda, wątła, skóra i kości; tylko koszula i spódnica osłaniały nieco jej nagość, drżącą i
zziębniętą. Zamiast paska kawałek sznurka, włosy także sznurkiem związane. Kościste ramiona
sterczały spod koszuli, cerę miała bladą i limfatyczną, szare obojczyki, czerwone ręce, usta
wpółotwarte i cofnięte, bez kilku zębów, oczy przygasłe, bezczelne i znikczemniałe, kształty
przedwcześnie zgrzybiałej dziewczyny, spojrzenie starej rozpustnicy, niby pięćdziesiąt lat i niby
piętnaście; jedna z tych istot, które są jednocześnie wątłe i straszliwe i które wywołują dreszcz
lęku u tego, kto by na ich widok nie zapłakał.
Mariusz wstał i przypatrywał się z pewnym rodzajem osłupienia temu stworzeniu podobnemu
do cieni, które się przesuwają w przykrych snach.
Najbardziej było rozdzierające, że ta dziewczyna nie zdawała się być stworzona na to, żeby
być brzydką. Jako dziecko musiała być nawet ładna. Wdzięk jej wieku wyraźnie walczył w niej
jeszcze z ohydą przedwczesnego zestarzenia w rozpuście i nędzy.
Resztki piękności dogorywały na tej szesnastoletniej twarzy, jak blade słońce, które gaśnie za
sinymi obłokami o świcie zimowego dnia.
Twarz ta nie była obca Mariuszowi. Zdawało mu się, że ją sobie skądś przypomina.
– Czego sobie panienka życzy? – zapytał.
A młoda dziewczyna odpowiedziała swym głosem pijanego galernika:
– Mam tu list do pana, panie Mariuszu.
(...)
Kiedy Mariusz przypatrywał się jej zdziwionym i bolesnym wzrokiem, dziewczyna kręciła się
po izbie z zuchwałością widma.. Szastała się na wszystkie strony, nic sobie nie robiąc ze swej
nagości; chwilami koszula jej, rozchełstana i podarta, opadała prawie do pasa.
(...)
Miała na nogach grube męskie trzewiki, powalane błotem, które obryzgało jej czerwone nogi aż do kostek; okryta
była jakąś starą, podartą mantylą(...)

I dalej

,,(...) Nagle usłyszał głos, który zdawał się pochodzić z ulicy i wołał poprzez drzewa:
– Panie Mariuszu!
Wyprostował się.
– Co? – zapytał.
– Panie Mariuszu, czy pan tam jest?
– Jestem.
– Panie Mariuszu – mówił dalej głos – pańscy przyjaciele czekają na pana przy barykadzie na
ulicy Konopnej.
Głos ten nie był mu nieznajomy. Przypomniał zachrypły i ostry głos Eponiny. Mariusz pobiegł
do kraty, pchnął ruchomy pręt, wysunął głowę i ujrzał, że ktoś, kto wyglądał na chłopca, szybko
biegnąc ginął w mroku."

ocenił(a) film na 10
Himesama

Eponine miała lepsze i ciekawsze piosenki .... i to wszystko. Reżyser przy skracaniu scenariusza najmocniej znęcał się nad Cosset (skrócenie o połowę Heart full of love ect), Eponine miała to szczęście, że On my own i A little fall of rain to najlepsze piosenki z całego filmu i musieli zostawić je w spokoju.
No i powrócono do oryginalnego sposobu śmierci Ponine (szczęka mi opadła gdy zobaczyłem jak to zrobili na koncercie z okazji 25 rocznicy Nędzników).
Poza tym Samanta > Amanda :)

ocenił(a) film na 9
jester18

A ja gdzieś wyczytałem na tym forum,że On My Own na dużym ekranie zostało skrócone. Teraz nie wiem czy zaczęło się od wstępu poprzedzającego główny tekst ,bo chyba o to chodziło autorowi wpisu, czyli ,,And now I'm all alone again,
nowhere to turn, no one to go to." czy filmowa kwestia śpiewana przez filmową Eponinę zaczęła się od ,,On my own pretending he's beside me,". Byłem wprawdzie w kinie ale nie wiem tym bardziej,że nie można w internecie znaleźć tego wstępu w wykonaniu Samanthy Barks. Pamiętasz jak to było?

ocenił(a) film na 8
sieciowiec652

było bez wstępu tak jak wiele innych piosenek

ocenił(a) film na 9
ussia4

Dziękuje.
Pamiętam,że myślałem wówczas o tłumaczeniu, zawiodłem się szczególnie na partii wokalnej Fantyny ,,I Dreamed a Dream", nie piszę o wykonaniu, ukazujące się napisy nie zawsze współgrały z linią melodyczną. Wprawdzie wcześniej w internecie słyszałem ten tekst po angielsku ale myślę po polsku i te myśli również artykułuję w języku polskim więc wolałbym tekst współgrający z muzyczną oprawą. Teraz wydaje mi się,że kiedy zaczął się charakterystyczny akcent muzyczny rozpoczynający tą partię to ja jednak oczekiwałem czegoś innego. Więc zacząłem jeszcze na dodatek przypominać sobie jak brzmiało tłumaczenie polskiej wersji teatralnej, a to też nie jest proste ponieważ są dwa tłumaczenia. Wreszcie w połowie drugiej zwrotki poddałem się całkowicie w niewolę wzruszeń ekranowej Eponiny , więc kiedy ta scena już się zakończyła przypałętała mi się jakaś łezka w oku i byłem w sposób absolutnie właściwy wzruszony.

ocenił(a) film na 8
sieciowiec652

to tłumaczenie nie było zsynchronizowane z muzyką ale przynajmniej nie zmieniało znaczenia tekstu tak jak np. tłumaczenie koncertu z okazji 25- lecia musicalu, które może było zsynchronizowane z muzyką, ale nie było rzetelne i kiedy słyszałam tekst śpiewany przez artystów i czytałam tłumaczenie to chciało mi się śmiać, aż w końcu to tłumaczenie wyłączyłam

ocenił(a) film na 9
ussia4

No widzisz tutaj nie do końca się rozumiemy, dla mnie w takiej poetyckiej scenerii teksów z oprawą muzyczną dosłowność, nie ma żadnego znaczenia, przychodzę tam się powzruszać i tego oczekuję od tłumacza, guzik mnie obchodzi czy on się trzyma kurczowo dosłowności tekstu ważne żeby w zarysie oddał sens ogólny zsynchronizowany z całością dzieła. Chodzi Ci zapewne na ten przykład o tygrysy w śnie Fantyny zamienione na wilki. A ja ci powiem,że akurat ten zabieg mnie się spodobał ponieważ wilki nadały tekstowi realności bo jak wilki we francuskim lesie potrafię sobie wyobrazić to tygrysa za żadne skarby świata. Trochę nawet te tygrysy mnie z kolei śmieszą...
Ale jak wspomniałem na początku najważniejsze są wzruszenia ty się na koncercie 25 -lecia wzruszasz po angielsku a ja po polsku. No i tak trzymać, dobrze,że się różnimy inaczej byłoby nudno i nie moglibyśmy sobie popolemizować. W końcu to te same wzruszenia.

jester18

Bo w O2 był koncert nie spektakl, więc nie było też klasycznej akcji scenicznej

Himesama

Gdyby Głupia Kozeta została wiernie przedstawiona w filmie, to Amanda S musiałaby odszczekać wszystko co mówiła o jej szlachetności i miłości.

W książce obie są siebie warte, choć moja sympatia lekko skłaniała się ku Eponinie. Zniosłam jej brzydotę, pijaństwo, oszustwa, bo nie zniosłam bezdennej głupoty Kozety, której miłość do Mariuszka kazała pokazać środkowy palec kochającemu ojcu. Bo Mariuszek krzywo stawiał krzesło i krzywo się patrzył, więc należy kopnąc w cztery litery człowieka, który ja wychował choć ani był jej brat ani swat. Poza tą ostatnią akcją dorosła Kozeta służy jedynie jako obiekt wzdychania i czegoś, co w dzisiejszych paragrafach nazywa się stalking. Właściwie jedyną jej zaletą było pełne uzębienie.

W filmie została jeszcze większą kukiełką, więc już na starcie traci punkty. W dodatku twórcy nieco rozbudowali rolę Eponiny pokazując ją jako odrzuconą kobietę walczącą o miłość faceta, który ma ją w de. Ładną kobietę (jasne, że wzięli taką z zębami)- Samanta jest o wiele bardziej wyrazista niż Amanda, nawet boso i w łachmanach. Amanda to taki cukiereczek,m tutaj w roli aniołeczka, który nic nie robi i zawodzi jedną lub dwie zwrotki- głos się jej zmienił od Mamma Mia i niestety nie na lepsze. W czym znowu przegrywa z piosenkami i umiejętnościami Samanty (naprawde widać, która śpiewem zarabia na życie)

ocenił(a) film na 9
LadyEire

Kozeta w ani w musicalu ani w powieści nie jest głupia a posądzanie jej o próżność to przesada. Kozeta otrzymała staranne wykształcenie i wychowanie w przyklasztornej szkole, kiedyś a nawet dzisiaj to było naprawdę coś.Gdyby była próżna nie zwróciłaby uwagi na zubożałego Mariusza. A co do tak radykalnego osądu sądzę,że należy pochylić się nad epoką kiedy w dziele Hugo plotą się losy bohaterów, wszak to romantyzm, myślę,że taka uwaga jest niezwykle istotna. Eponinę zaś złamało życie lecz nie zabiło jej młodzieńczej wrażliwości.

sieciowiec652

Gdzie pisałam słowo o próżności?
Jeśli przyjmiemy, że Kozeta jest inteligentna- a nic na to nie wskazuje- wówczas byłaby zimna i okrutna z wyrachowania. Lepiej?

ocenił(a) film na 9
LadyEire

Próżność jakby wyszła z kontekstu wypowiedzi. A co do Twojej oceny, mam wrażenie,że oceniasz w/g współczesnych norm kompletnie nie rozumiejąc czaru epoki romantycznej. To nie jest właściwa droga do obiektywnej oceny romantycznych bohaterów. pewnie pozostaniesz przy swojej racji ale ja nie mam wątpliwości,że Kozeta była bardzo mądrą osobą. w tamtych czasach młodzi ludzie dłużej zachowywali tak zwaną czystość ideałów, to była zupełnie inna epoka. Ta czystość ideałów to porywy młodzieńczego serca , które, tak sądzę, mylą Ci się z naiwnością. Wówczas świat poznawało się wolniej niż dzisiaj głównie, jeśli ktoś umiał czytać i pisać, poprzez literaturę często tkliwą i idealistyczną. A Mariusz, Kozeta, Eponina. a nawet Gavroche umieli. Jak ktoś nie umiał był teatr nawet uliczny tworzony przez kabotynów dla ludu.

sieciowiec652

Co mają romantyczne ideały do czystej złośliwości Mariusza i bierno-głupiej postawy Kozety? To już werterowska Lotta miała więcej charakteru niż to cielę.

ocenił(a) film na 9
LadyEire

Nie zauważyłem ani w powieści ani w musicalu czystej złośliwości Mariusza ani bierno-głupiej postawy Kozety, nie zauważyłem bo żadnej z tych postaw najnormalniej w świecie tam nie ma. Wiesz jak miałem może 16- 17 lat zakochałem się trochę nieszczęśliwie, tak,że bolało jak cholera, nawet czasami już w dorosłym wieku w sytuacjach refleksyjnych ten ból powraca. Dlatego doskonale rozumiem stan uczuć targających Kozetą i Mariuszem, ja nie rozumiem a czuję, czuję bo wiem i znam to uczucie. Teraz dopiero do mnie dotarło, że ty najprawdopodobniej tego stanu westchnień chyba nigdy nie poznałeś, nie kochałeś tak, żeby każda myśl przeszywała bólem Twoje serce...

sieciowiec652

W musicalu zmienili cały wątek, a jeśli sądzisz, że nie ma ich w książce, to chyba czytaliśmy nie te same dzieła. Polecam ostatnie rozdziały- gaszenie w kominku, zabieranie krzeseł, wysyłanie teścia do sutereny. A Kozeta milczy, bo to Mariuszek.
Kobieta byłby w stanie zmusić Cię do odrzucenia rodzica? Więcej- osoby, która stworzyła Ci dom, zabrała z ulicy, choć obiektywnie byłeś jej potrzebny jak kula u nogi? To się nazywa głupota i chamstwo poziom mistrza.

ocenił(a) film na 9
LadyEire

No dobra , nie będę się napinał. Jeszcze raz przejrzę zasugerowane przez Ciebie fragmenty powieści. Nie wiem czy masz tyle lat ale ja czytałem to, przyznaję się baz bicia, jakieś 30 - ci lat temu. Może pod wpływam kolejnych filmowych adaptacji powieści, gdzie zmiana głównych wątków jest normą i upływającym czasie coś mi się poprzestawiało. przejrzę to i się odezwę odnosząc do Twojej wypowiedzi. pozdrawiam i od jutra wieczór sięgam po lekturę, szczególnie końcowe fragmenty. Pozdrawiam.

sieciowiec652

Tylko zobacz na wydanie- moje obcięte ma końcówkę zawężoną do znacznie pociętej rozmowy z Thénardierem.

ocenił(a) film na 9
LadyEire

Ojej, miałem odpowiedzieć o tej Kozecie, szczerze mówiąc nie chce mi się czytać ,,Nędzników" bo czytam inna książkę ale tak pobieżnie coś tam przejrzałem. No więc jednak jakaś straszna skleroza mnie nie trawi. Niestety nie mogę również podzielić twojej opinii o tej dziewczynie. Dlaczego? Otóż Kozeta wychowywana była w specyficznych warunkach, bez matki, pod czujnym, opiekuńczym okiem ojczyma. Często z dala od rówieśników, w świecie zagadek i przedziwnych okoliczności pełnych tajemnic i trudno wytłumaczalnych sytuacji, Więc spotkania z ojcem i jego coraz to nowe dziwactwa jak np. prośba o wyłączenie ogrzewania było trochę dla niej pewnie normalne, podobnież było jeśli chodzi o wybór miejsca wizyt Valjeana w domu Kozety i Mariusza. Wszak dla Kozety te wszystkie zabiegi były spełnieniem prośby ojczyma. Natomiast Mariusz, który najpierw zgodził się na wizyty Jana w swoim domu nagle zaczął się zastanawiać, kim naprawdę jest Jan Valjean. Wszak w jego mniemaniu dawny przestępca i galernik przyszedł na barykadę nie po to by walczyć lecz po to by cynicznie wykorzystać sytuację i zabić inspektora Javerta pozbywając się kłopotu i prześladowcy. Czyli jest mordercą. Dopiero wówczas podjął decyzję o ochronie swej małżonki, on zaczął się bać Jana i próbował jak mógł chronić rodzinę. A Kozeta, jak powyżej wspomniałem, była trochę zdezorientowana ale przyzwyczajona do niestandardowych zachowań swojego opiekuna więc kiedy udał się w podróż dziewczyna cały czas szukała z nim kontaktu ale Valjean nie wyprowadzał jej z błędu sam osobiście dbając o ty by do dziewczyny docierała informacja, iż Jan jeszcze nie powrócił z podróży. Inny to był świat niż obecny bez telefonu a nawet jeszcze bez telegrafu. Jedyną formą komunikacji na odległość była poczta przesyłająca listy pisane tradycyjną metodą epistolograficzną. Ale gdzie wysłać taki list jak nie wiadomo dokąd? Jeśli ktoś tutaj namieszał to właśnie sam Valjean. A Kozeta nie, nie była głupia, raczej ufna, to bardziej właściwe słowo, wierzyła i miała zaufanie do ludzi, których kochała chociaż była rozgoryczona postawą ojca lecz przez lata nauczyła się nie zadawać zbędnych pytań, stąd taka jej postawa. Raczej wierzyła,że Jan postanowił nie wtrącać się w jej dorosłe życie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones