PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=599595}

Les Misérables: Nędznicy

Les Misérables
7,3 108 148
ocen
7,3 10 1 108148
5,1 28
ocen krytyków
Les Misérables: Nędznicy
powrót do forum filmu Les Misérables: Nędznicy

Szanowni oburzeni śpiewem widzowie. Pozwólcie, że was uświadomię. Les Miserables to 30letni hicior teatru muzycznego. NIEbroadwayowski. Tak zwany musical. Przeciętny musical teatralny trwa 2,3 godziny. Przeciętny musical teatralny jest prześpiewany w całości, albo co najmniej w 90 procentach. W innym wypadku nie jest musicalem, co najwyżej hybrydą albo animacją Disneya. Film Les Miserables, na temat którego tu dyskutujecie, jest przeniesieniem na ekran takiego właśnie musicalu teatralnego, NIE książki, na podstawie której powstał. Tak, to całkowicie normalne, że ciągle tam śpiewają. Na tym to polega. Spytajcie przeciętnego Amerykanina, który świetnie widzi róznicę pomiędzy musicalem, a filmem z paroma piosenkami dla ozdoby. Jeśli nie lubicie muzyki, nie idźcie na film. Ostrzegę was też przed koncertami. Tam też bez przerwy śpiewają, zwariować można.

Yagari

Trafnie! Ale tak mi się coś wydaje, że dla wielu tutejszych "znafcuff" Twoje słowa mogą być naprawdę sporym zaskoczeniem:)

ocenił(a) film na 7
Yagari

O tym, że to ekranizacja musicalu a nie książki pisano już tutaj wiele razy, ale wciąż przybywa takich, do których to zwyczajnie nie dociera, i wciąż będą się pojawiać komentarze w stylu "za dużo śpiewania, co to ma być". Trzeba to po prostu olewać i starać się przełknąć, bo zwalczyć się nie da, niestety.
A "znaffcy" zawsze będą wiedzieć lepiej.

ocenił(a) film na 8
Asfaloth

Ale warto paru jednak uświadomić ;P

ocenił(a) film na 7
Asfaloth

Dokładnie mnie tu piosenki interesują

Yagari

żałuję, że nie można kliknąć Lubię to :D

ocenił(a) film na 8
Yagari

Ktoś powinien Cię zacytować zaraz pod opisem filmu, może wtedy ubyłoby w tej dyskusji absurdalnych tematów.

ocenił(a) film na 8
Yagari

So true.

ocenił(a) film na 8
Phea

Podbijam, bo warto.

Yagari

Generalnie opis wprowadza w błąd, tam piszą, że to jest na podstawie książki a nie musicalu.

Amadis

Teoretycznie, ale dalej - o czym wspomina Yagari - przecież sama nazwa "Les Miserables" zdążyła dosyć szeroko wpisać się do społecznej świadomości jako musical (może u nas jeszcze nie, ale na Zachodzie już tak).

ocenił(a) film na 9
Reimar

ja napisze tak ,
film świetny i nic nie mogę złego o nim napisać , coraz więcej dobrych filmów wychodzi (super sprawa) filmy na poziomie :)
a dla tych co się nie podoba śpiewanie, po co oglądacie musical !?

ocenił(a) film na 9
Yagari

o właśnie!

ocenił(a) film na 8
Yagari

Boże, jak ja uwielbiam takie wpisy. Dzięki Ci za niego bo naprawdę zaczynałem już wątpić w nasze społeczeństwo (oczywiście bez generalizowania, wyjątki są zawsze :D) Widząc po raz enty ten sam temat zawierający lamety na temat zbytniego prześpiewania "Les Miserables" odniosłem wrażenie, że u co poniektórych technika czytania ze zrozumieniem całkowicie zanikła.

ocenił(a) film na 2
Yagari

Szanowny Yagari. "Les Miserables" w reżyserii Toma Hoopera to nie musical sceniczny, ale film i rządzi się prawami filmu. Czy wyobrażasz sobie ekranizację książki, w której narrator przez kilkadziesiąt godzin czyta opisy i dialogi, a w tle lecą ilustracje?

Nie będę się dokładnie rozwodził, jakie są różnice między teatrem, książką a filmem. Każdy sprawny umysłowo człowiek powinien rozumieć, że to są zupełnie inne doświadczenia dla widza. Zadaniem reżysera jest przełożyć książkę, sztukę teatralną czy musical na język filmu, zachowując zdrowe proporcje między dialogami, śpiewem a obrazem niemym. To jest właśnie ta "hybryda", o której piszesz. Taką hybrydę Hooper powinien był nakręcić, ale poszedł na łatwiznę.

feuerbach

Szanowny feuerbachu. Owszem, adaptacje książkowe nie polegają na ich przeczytaniu do kamery. Zazwyczaj. Spektakl jednak tym się różni od ksiązki, że akcję widać i słychać. Podobnie jak w filmie.
Dwa: gdyby nawet Hooper chciał nakręcić hybrydę, nie pozwoliłby mu na to Cameron Mackintosh. Hiciory teatru muzycznego tym się charakteryzują, że są na licencji. Licencja oznacza, że bez zgody właściciela praw nie można zmienić ani jednej nuty. Film ten jest przeniesieniem na ekran musicalu. Przeniesieniem. Nie "wariacją na motywach". Owszem, za pomocą środków filmowych. Ale to wciąż jest ten sam materiał. Tylko medium się zmienia.
Nie lubisz śpiewanych filmów? Zgoda, ale to nie znaczy, że musisz poprawiać reżysera, twierdząc że błędem było nakręcenie prawdziwego musicalu. Są tacy, którzy żyć bez tego gatunku nie mogą.

ocenił(a) film na 2
Yagari

Szczerze mówiąc nie przekonałeś mnie. Mam pełne prawo krytykować Hoopera, który dokonał formalnego przeniesienia musicalu na ekran. Zresztą kiepskiego, nawet abstrahując od śpiewanych dialogów. Gdyby Hooper był poważnym reżyserem i miał wizję swojego dzieła, to nie zgodziłby się ekranizować na warunkach autora oryginału. Dlatego film był skazany na klęskę już przed pierwszym "klapsem".

Audiowizualność teatru nie ma tu nic do rzeczy. Reżyser filmowy dysponuje dwoma narzędziami, o których reżyser teatralny może tylko pomarzyć: kamerą i cięciem montażowym. Kino daje mu możliwość pokazania dokładnie tego, co chce i ucięcia kiedy mu się podoba. Wybacz, że wykładam Ci taką łopatologię, ale to jest klucz do zrozumienia problemu: z filmowego punktu widzenia Hooper nie zrobił rewelacji. Z filmowego punktu widzenia rewelację robił Forman ("Hair", "Amadeusz"). Z filmowego punktu widzenia Hooper jest reżyserskim neandertalczykiem.

Bez obrazy, ale fani musicali scenicznych na forum filmowym interesują mnie tak samo, jak fani gier komputerowych czy striptizu ;)

ocenił(a) film na 9
feuerbach

Podsumowując, Tobie nie podoba się musical jako taki w ogóle, więc nie podoba Ci się jego filmowa wersja.
Innymi słowy, jeżeli nie podoba Ci się wersja sceniczna tego musicalu (utworów, przedstawionej tam fabuły na podstawie ksiązki etc.) to nie ma prawa Ci się podobać żadna jego "filmowa" wersja. Tu nie chodziło o to, żeby przekształcić Nędzników (jako przedstawienie sceniczne) w formę "uproszczoną" dla osób które nie lubią tego gatunku (dla nich to po prostu będzie nudne). Dziwię się, więc, że byłeś w stanie obejrzec ten film do końca.

ocenił(a) film na 8
feuerbach

Czyli, podsumowując, nieważny jest gust innych, wyrocznią jesteś ty. To, co nie podoba się tobie, nie powinno podobać się innym. To chyba zamyka temat.

feuerbach

Nie kłopocz się tłumaczeniem, zarówno filmem jak i teatrem zajmuję się od lat, wiem czym różnią się środki obu reżyserów. Jestem pierwszą osobą do tłumaczenia, że scena a kadr to dwie różne sprawy. Ale pomimo wyraźnych różnic, oba rodzaje sztuki są do siebie niezwykle podobne. Tak, mogę zrobić odpowiedni montaż. Tak, mogę pokazać scenę w inny sposób. Ale to wciąż będzie ta sama scena. Przy okazji, reżyser nie jest od tego, by przekształcać scenariusz, tym zajmują się dramaturdzy i scenarzyści. Reżyser jest od tego, by przedstawić swoją wizję, operując na gotowym materialne. CELEM tego filmu było przeniesienie gotowego musicalu na ekran, więc nie możesz pisać, że błędem był brak większych zmian. Nie, to nie był błąd. To był tylko zabieg zekranizowania czegoś, co nie jest w twoim guście. To, że czegoś nie lubisz ty, nie oznacza, że nie kochają tego inni.

Yagari

Przy okazji, komentarz o fanach gier komputeroych i striptizu jest kompletnie nietrafiony. Ten film jest filmem, nie zaś nagraniem spektaklu na scenie. Tak też go oceniamy. A że cały tekst opiera się na pierwowzorze teatralnym? Shakespeare'a też się ekranizuje. Musical to forma. Konwencja. Można tę formę lubić, albo nie. Ale odbieranie jej racji bytu to już przesada. Znowu odwołam się do teatru; istnieją spektakle zarówno dramatyczne, nieme jak i całkowicie prześpiewane. Ba, bywają też całkiem przetańczone. Nikt nie ma wątpliwości, że wszystko to jest teatrem; czyżby film był tak ograniczoną dziedziną sztuki, że musi się ograniczać wyłącznie do realistycznych dialogów?

ocenił(a) film na 2
Yagari

Ogromnie się cieszę, że nie muszę Cię pouczać o języku filmu, bo żaden ze mnie ekspert. I mówię kategorycznie, że nie da się przenieść musicalu scenicznego w jego formie, łącznie ze śpiewaniem dialogów. Wszystko zależy od wizji reżysera. Film Hoopera jest słaby nie dlatego, że dialogi się śpiewa, tylko dlatego, że jest ich ogromna ilość i są łopatologiczne. Bohater śpiewa o swoim cierpieniu, zamiast to cierpienie zagrać bez słów (co jest łatwiej pokazać w filmie). Śpiewanie dialogów tylko pogarsza sprawę, bo np. Russell Crowe tak się morduje ze śpiewaniem każdej linijki tekstu, że już specjalnie nie ma siły grać. W efekcie ta prymitywna (z punktu widzenia filmowego) narracja zabija dramaturgię i psychologię postaci.

Kąśliwą uwagę o striptizie i grach komputerowych musisz mi wybaczyć. Niestety często zdarzają się osoby, które twierdzą, że film jest słaby, bo nie jest wierny książce (np. "Lśnienie" Kubricka). I wiele osób nie rozumie, że film ma istnieć jako sztuka niezależna, a nie wtórna, śmietnik innych dziedzin sztuki. Mam nadzieję, że Ciebie to nie dotyczy ;)

feuerbach

Od oceny poziomu tego filmu całkowicie tutaj abstrahuję. Ten post jest tylko odpowiedzią na tak zwany zarzut, że Les Miserables to musical.
Co do aktorów, nie będę się sprzeczać. Russel w ogóle nie poradził sobie z rolą. Nie dlatego, że jest kiepskim aktorem (prawdopodobnie, niewiele znam z nim filmów), ale dlatego, że nie jest aktorem śpiewającym.

ocenił(a) film na 8
Yagari

Mnie zastanawia czemu Jackman, który śpiewjaącym aktorem jak najbardziej jest, wykonał swoje piosenki tak dziwnie... Bring him home słuchać się nie dało.

ocenił(a) film na 9
Phea

Mnie się wydaje, że zjadła go trema. On tak bardzo chciał tej roli, że po prostu przedobrzył i tyle. O ile właśnie w Bring him home ewidentnie przesadził, to np w Valjean Soliloquy albo w Suddenly był całkiem niezły. Wszystko wynika z tego, że oni na planie śpiewali na żywo i jednocześnie grali czyli starali się skupiać na grze, śpiewając przy tym. Dlatego np słychać ich oddechy i inne odgłosy. Z jednej strony to nadaje niesamowitego realizmu, a z drugiej jednak odbija się na śpiewie.

ocenił(a) film na 9
Yagari

Hej! Dziękuję Ci za ten temat i za celne uwagi, zwłaszcza w związku z bardzo dużym niezrozumieniem Les Miserables.
Całkowicie irytujące są zarzuty o "esencje" jednego z najbardziej znanych musicali na świecie (tzn. o to jak to ująłeś przeniesieniem musicalu na film).
Z drugiej strony "musical teatralny" różni się od "musicalu filmowego". Chodzi mi o różnice środka - teatr muzyczny jest bardziej dosłowny, w filmie, co mi się podobało pokazano większy autentyzm (wystarczy porównać wersje "I Dreamed A Dream" - technicznie w filmie wykonanie jest "gorsze", ale o to chodziło).
Chciałbym zwrócić na pomieszanie w filmie aktorów musicalowych sensu stricte oraz "zwykłych aktorów" (co się równało m.in. cudownym głosem Éponine oraz słabym śpiewem Jean Valjean). Jednak plusem wersji filmowej jest bardzo dobra gra aktorska (m.in. Fantine).
Mam nadzieję, że ten temat kogoś "uświadomi".

ocenił(a) film na 9
Yagari

,,Les Miserables" jak to gdzieś wcześniej napisałem to opatentowane przedsięwzięcie biznesowe i artystyczne. Filmu nie widziałem ale jestem na 100% pewny,że spektakl sceniczny został w całości żywcem przeniesiony na ekran. A że film jest krótszy od spektaklu, cóż, w spektaklu są przerwy.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones